Uzależnienia - Forum - Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 


Poprzedni temat «» Następny temat
mąż pali, myślę o rozwodzie
Autor Wiadomość
polna_droga

Wysłany: 22-05-2009   mąż pali, myślę o rozwodzie [Cytuj]

Witam,

Proszę Was o radę i wsparcie. Mój mąż jest uzależniony od marihuany, uważa, że to mu nie szkodzi, używa cytowanych przez Was klasycznych odzywek w stylu "palę, bo lubię", "już taki jestem" itp. Wie, że nie akceptuję jego nałogu, ale uważa, że to ja mam problem, a nie on. Nie chce się leczyć, bo "nie wierzy w terapeutów".

Wielokrotnie o tym rozmawialiśmy, wielokrotnie mi obiecywał, że przestanie, byliśmy na terapii małżeńskiej (2 spotkania, potem mąż uznał, że to nic nie daje), mąż był raz u terapeuty w poradni leczenia uzależnień. Wszystko bez skutku, pali w ukryciu, średnio raz na pół roku znajduję schowaną gdzieś marihuanę.

Powiedziałam mu, że nie chcę żyć z człowiekiem, który mnie oszukuje, i nie pozwolę, żeby nasze dzieci (córeczki w wieku przedszkolnym) wychowywały się z ojcem narkomanem. Zagroziłam rozwodem, jeśli nie przestanie palić, a on wtedy spokojnie odpowiedział, że chcę unieszczęśliwić jego, siebie i dzieci, i że to ja poniosę odpowiedzialność za rozpad rodziny.

Muszę dodać, że mąż jest specjalistą z bardzo wąskiej dziedziny, biegłym sądowym - więc na pewno ewentualne kłopoty z policją lub procedury rozwodowe zniszczyłyby jego karierę. Poza tym ma świetny kontakt z dziećmi, zasila budżet domowy, nie awanturuje się, nie ma mowy o przemocy - właściwie oprócz palenia nie ma się do czego przyczepić... oczywiście jeśli pominąć nasze zycie prywatne, jako pary, a nie tylko rodziców.

Po wczorajszej poważnej rozmowie płakał, zapewniał mnie, że nie chce się ze mną rozstawać - a jednocześnie dał mi do zrozumienia, że najlepiej byłoby...zostawić wszystko tak jak jest, tj. z jego dyskretnym popalaniem. Ostatecznie zgodził się poszukać nowego terapeuty.

Proszę Was, spójrzcie na to z boku i powiedzcie, czy waszym zdaniem przesadzam? Czuję, że mam rację, że on MUSI przestać palić marihuanę, ale z drugiej strony czai się rezygnacja, bo po tylu złamanych obietnicach już mu nie wierzę.

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę wszystkim dużo siły.
 
 
kropka

Wysłany: 02-06-2009   mam bardzo podobnie... [Cytuj]

Witam Cię serdecznie Polna Drogo:)

Przeczytałam kilka razy to, co napisałaś. Nie sądziłam nawet, że zaloguję się na tym forum, ale robię to z powodu Twojego postu. A pewnie bardziej dla siebie samej!
Pierwsze 3 akapity Twojego listu to 'moje słowa'! Skąd je znasz?? :) mogłabym się pod tym podpisać. No może z małą różnicą - zamiast córeczek mam dwóch synów, też w wieku przedszkolnym!

Niestety druga część Twojego listu znacznie odbiega od mojej rzeczywistości. Mój mąż nie robi kariery. Mam do niego całe mnóstwo różnego rodzaju zarzutów. Jedyne, czego nie mogę mu zartzucić to faktycznie rewelacyjnego kontaktu z dziećmi. Chyba to jedyna rzecz, która jeszcze scala naszą rodzinę.

Próbowałam niecały rok temu zaciągnąć go na terapię. Byliśmy 2 razy u specjalistów, ale on w to nie wierzy, ma swoje racje i tylko one się liczą. Nie ma autorytetów, nikt nie jest w stanie na niego wpłynąć, z nikim się nie liczy.

Mam wrażenie, że próbowałam już wszystkiego. Nie mam więcej pomysłów... brakuje mi siły.

Pozdrawiam Cię gorąco i zyczę wytrwałości w nieustającej walce o rodzinę, o nasze życie!
 
 
polna_droga

Wysłany: 03-06-2009    [Cytuj]

Kropka, dziękuję za odpowiedź i ciepłe słowa. Dzisiaj mąż ma umówioną wizytę u terapeuty (dotrzymał słowa i sam go sobie znalazł, nawet wydrukował jego dossier z internetu i pokazał mi) - a ja, tak się jakoś przypadkowo złożyło - u psychiatry... Niezależnie od tego, co wyjdzie z terapii męża (oby w niej tylko wytrwał), ja muszę zadbać o swoją równowagę psychiczną, żeby moje dzieci nie cierpiały potem z powodu "syndromu matki w depresji" (podobno jest coś takiego).
Trzymaj się i jeszcze raz dziękuję, że się odezwałaś. Pozdrawiam.
 
 
cyberlama

Wysłany: 03-06-2009    [Cytuj]

Kobieto, "nawet wydrukował jego dossier", błagam, nie ośmieszaj się, zostaw typa jak najszybciej i bezlitośnie, inaczej nie ma dla niego szansy. Przynajmniej zostaw go na jakiś czas, to mu da do myślenia. Wywal go z domu, albo się wyprowadź, jeżeli to możliwe. Wystaw mu walizki przynajmniej w geście. Przecież to co piszesz świadczy ewidentnie, że jesteś współuzależniona. Pozdrawiam.
 
 
kropka

Wysłany: 04-06-2009    [Cytuj]

Polna Drogo,
Trzymam mocno kciuki za wytrwanie Twojego męża w postanowieniu i za Twoją siłę do walki! Co do depresji to wierzę, że może nas dopaść i faktycznie z myślą o dzieciach też zrobiłabym wszystko, żeby do tego nie dopuścić. Póki co ze względu na nie właśnie trzymam się dzielnie. Mój mąż od kilku dni też twierdzi, że już palić nie będzie, ale słyszałam to już mnóstwo razy po wielu awanturach! Nie ufam temu bezgranicznie i będę uważać na 'przyczajonego tygrysa';) Mój mąż pali od ponad 10 lat, z małymi przerwami. Kiedyś palił dużo więcej i częściej, całe weekendy balował. Uważa teraz, że dużo się zmieniło i nie powinnam narzekać. A ja chcę mieć zupełnie czysty od narkotyków dom!! Czy to dziwne?? Kiedyś miałam wątpliwości, gdzie jest granica? Czy na pewno to ja mam rację? Bardzo dużo już przeszliśmy i bywało naprawdę przeróżnie, ale mam nadzieję, że w końcu to się wszystko unormuje i wygramy siłą miłości i rodziny!
Trochę wzniośle mi to wyszło na końcu:) Pozdrawiam ciepło i daj znać jak Wam idzie z terapiami? Może też uda mi się męża namówić...

Cyberlamo,
Dzięki za wypowiedź, każda nawet ta najbardziej krytykująca jest ważna.
Mam tylko jedno krótkie pytanie - masz dzieci?
Pozdrawiam.
 
 
polna_droga

Wysłany: 04-06-2009    [Cytuj]

Cyberlama, to nie jest takie proste, kiedy ma się dzieci. Więź małżeńska się mocno posypała, to fakt, ale facet jest naprawdę bardzo fajnym ojcem. Gdyby nie miał kontaktu z dziećmi, oganiał sie od nich, źle je traktował, wtedy podjęcie decyzji byłoby zapewne łatwiejsze. Jak wytłumaczysz czterolatce, że ukochany tata nie będzie już z nami mieszkał? Obawiam się, że mimo wszystko nie byłabym w stanie unieść odpowiedzialności za tak radykalną decyzję. Tak, całkiem możliwe, że jestem współuzależniona.

Mąż był wczoraj u terapeuty, uznał, że fajny, i umówił się na drugą wizytę za tydzień. W porównaniu do poprzednich prób jest to ogromny postęp. Ja wiem, że to brzmi jakoś tak chwiejnie, i że sama sobie w tej chwili zaprzeczam, ale dziś mam lepszy dzień i staram się mieć nadzieję, że tym razem się uda.

Psychiatra rozpoznał u mnie nerwicę lękową i zapisał lekarstwo.

Pozdrawiam.
 
 
cyberlama

Wysłany: 06-06-2009    [Cytuj]

Oczywiście, że nie mam, nie widzę możliwości bycia w związku z palaczem. Nie przyszło mi to w ogóle do głowy, że można mieć dzieci z palaczem, a przecież znam takie małżeństwo, gdzie oboje palą i drugie dziecko nadchodzi. Po prostu nie pomyślałem o tym. To dużo komplikuje, ale czy palacz może być dobrym ojcem? Może teraz, kiedy dzieci są małe, ale co kiedy będą starsze?
 
 
Mariusz

Wysłany: 13-06-2009    [Cytuj]

Palilem okolo 12 lat , i przestalem palic . Zaczelem nowe , lepsze zycie . Wszystko jest do zrobienia ;-)
 
 
kropka

Wysłany: 24-06-2009    [Cytuj]

Mariusz:)
Jak to zrobiłeś?? Mój mąż znowu pali. Ciągle nie widzi w tym nic złego. Nie chce chyba zrezygnować. Ostatnio mamy zły okres - dużo awantur. Tracę siłę do walki o niego. Znowu poważnie myślę o rozwodzie.

Co u Ciebie Polna Drogo? Jak terapie?

Pozdrawiam wszystkich ciepło
 
 
MA

Wysłany: 13-07-2009    [Cytuj]

Polna_drogo. Moj maz tez pracuje i pali. Wymowki takie same jak u Twojego meza Czasami przeprasza i mowi ze juz nigdy nie siegnie po marihane tylko zebym ja juz byla spokojna wtedy on nie siegnie pompalenie. No i staram sie jak z jajkiem. Znosze jego humory, usmiecham sie i obracam w zart. Ciagle mysle ze to minie, ze jeszcze pozostalosci po THC i dlatego te zmiany nastroju A potem sie okazuje ze ja sie staram, stwarzam atmosfere a on w tym samym czasie pali.
Mamy za soba kilku - miesieczna separacje. Rozpoczal terapie. Mialo byc inaczej ... Ale nie jest. Chcialabym zeby moje dziecko mialo pelna rodzine. Ale ja juz jestem bezsilna. Do palenia doszly humory i agresja. Twoje malzenstwo da sie jeszcze uratowac Mojego juz nie ...
 
 
marcin
marcin

Wysłany: 28-07-2009    [Cytuj]

Ja tez mialem problem zeby to rzucic naszczescie mi sie udalo zniszczylem sobie przez to zwiazek i glowe wasi mężowie to rzuca jezeli naprawde zalezy im na was i na dzieciach jezeli nie tzn ze rodzina nie jest wazniejsza od chwastu wiec z takim czlowiekiem nie ma co ciągnąc czego kolwiek a to że "pale bo lubie" to typowy tekst uzaleznionych mi sie udalo bo zalezalo mi na jednej osobie i po to tez zeby czuc sie dobrze i byc wolnym od jakich kolwiek używek pozdrawiam
 
 
Violeta

Wysłany: 03-08-2009    [Cytuj]

mam podobny problem, mój mąż dużo pali, kiedyś marihuanę, teraz żeby nie łamać prawa przerzucił się na syntetyki, kupuje mieszanki ziołowe w sklepach typu "dopalacze", niektóre z tych mieszanek działają mocniej niż zwykłe zioło THC. Tłumaczę mu, że to szkodzi nie tylko jemu ale i nam(mamy kilkumiesięcznego synka), mówię mu że jak się mocno zjara to wygląda okropnie z czerwonymi oczami i tępym wyrazem twarzy :/ Walczę z tym, kiedys prosiłam, groziłam, płakałam, teraz staram się po dobroci, tzn okazuję mu więcej uczuć, staram się zrozumieć czemu tak robi. On wie że jest uzalezniony ale mówi, jak większość palaczy, że to lubi, że woli tak spędzać życie niż na trzeźwo. Jest zaledwie kilka dni w miesiącu jak jest trzeźwy. Mówię mu, że wtedy jest taki fajny i dobrze wygląda, że jest seksowny itp i jakoś do niego dociera to, że jak jest trzeźwy to jest jakoś lepszy. A jak się zjara to jest aseksualny dla mnie i wygląda jak przygłup i mu to oświadczam. Od jakiegoś czasu stosuję tą metodę, tzn podchodzę z miłością i przedstawiam mu plusy jak jest trzeźwy i minusy jak jest upalony. Powolutku widzę że jego podejście sie zmienia. Ale ciężko będzie mu rzucić to całkiem. Juz mówię żeby tylko palił sobie np w weekendy, od czasu do czasu, tak jak ja piwko wypiję od czasu do czasu i on twierdzi że tak by było najlepiej ale na razie mu to zabardzo nie wychodzi......
 
 
nesya

Wysłany: 07-01-2010    [Cytuj]

mam ten sam problem co Ty.jestem od 4 lat z facetem,ktory pali jak smok.mieszkamy za granica,wiec nie mam gdzie uciec,znikad pomocy.2 dni jest dobrze jak ma to gowno,potem jak sie konczy robi sie smutny,a potem agresywny,potrafi mowic mnie obrazac,mowic mi rzeczy,ktore rania az do bolu serca....kocham go i nienawidze zarazem.Najgorsze jest to,ze na to wszystko patrzy moj Syn,ktory nie wie o co chodzi.Przez ostatni rok wylalam morze lez,zaczelam sie modlic o ratunek,rozwiazanie....RATUNKU
 
 
kkobialka

Wysłany: 07-03-2010    [Cytuj]

Pisze do wszystkich współuzależnionych kobiet, które mają dzieci. Ja mam dwójkę. Byłam z problemem palenia mojego męża u psychoterapeutki. Umówiła nas na wspólną wizytę, na której mąż się oczywiście nie stawił. Twierdzi, jak większość, że najlepiej sam potrafi sobie pomóc a specjaliści nic nie zdziałają (tyle, że sam nic z tym nie robi). Poruszyłam problem, o który pytało kilka dziewczyn CO Z RODZINĄ I DZIEĆMI??? Zasugerowała mi jasno. Jeżeli żadne ultimatum nie działa, to nie jesteśmy dla niego najważniejści. Powiedziała mi również, że z czasem, kiedy dzieci dorosną same rozliczą mnie z dokonanego wyboru. Pani psycholog poleciła mi książkę pt. Dorosłe Dzieci Alkoholików (opisuje problemy nie tylko rodzin współuzależnionych od alokoholu ale wszystkich rodzin dysfunkcyjnych). Przeraził mnie fakt jak wielka część dzieci osób uzależnionych sama jest uzależniona w przyszłości lub na stałe związuje się z taką osobą. Czy tego chcemy dla naszych dzieci?! Owszem też uważałam, że pełna rodzina to dobra rodzina, ale po tej wizycie inaczej spojrzałam na problem. Przyznaję jednocześnie, że choć od spotkania z terapeutką minął miesiąc nie podjęłam jeszcze żadnej konkretnej decyzji w tej sprawie. (chyba się boję) ...wiecie co powinnyśmy zrobić..? Wszystkie w podświadomości to wiemy. Tylko dlaczego nie robimy nic?? Boimy się nieznanego. Uważamy, że znane (życie z uzależnionym) jest ciężkie, ale nieznane (samotne wychowywanie dzieci) jest jeszcze gorsze. Może odpowie nam ktoś kto złamał swój strach przed rozwodem/rozstaniem z uzależnionym i widzi problem już za sobą... Może ja sama odpowiem na te pytania za jakiś czas jak pozbieram się w sobie i zrobię to co powinnam.
Życzę wszystkim wielu sił w walce o dobro rodziny
pozdrawiam
 
 
suzi84

Wysłany: 08-03-2010    [Cytuj]

kkobialka

Ja jestem DDA. Związałam się z osobą, która jest uzależniona od marihuany. I żyłam tak 1,5 roku. W ciąglym stresie, namięciu, kontrolowaniu, zamartwianiu, staraniu się, żeby było dobrze. Moje całe życie życie skoncentrowało się na K. Nie liczyło się moje życie, moje potrzeby, pragnienia. Liczyło się tylko to, jak zrobic żeby jemu byłlo dobrze, że stworzyc szcześliwy związek i żeby absolutnie go nie zdenerwowac. Z czasem stało się to nie do zniesienia.

Po 4 miesiącach nie palenia znów popłynął. I to był koniec tego związku. Dokładnie w zeszłą środę pojechałam i się spakowalam. Jasne były, groźby, szantaże, krzyki, proszenie, błaganie i obiecywanie. Ale ja stanowczo mówiłam nie i tego się trzymałam. Efekt ? codziennie pije i pali na potęgę. Ale mnie to juz nie rusza. To jego życie. Niech sobie je niszczy. Ja w tym trójkącie z marihuaną na czele nie chce brac udziału.

Moja rada dla Ciebie? Tak sobie myślę, że powinnas utrzymywac kontakt z poradnią. Skupic się na sobie. Podją terapię. Ja jestem na terapii DDA. Na indywidualnych poruszałam sporo kwestii odnośnie mojego związku. I teraz widzę efekty. Jestem silniejsza. Wiem, ze po mojej stronie stoi grupa, przyjaciele. Ale do takich wniosków dochodzi się z czasem.

Nie zwlekaj. Uzależniony zawsze będzie mówił wszystko, żebyś tylko nie odeszła. Biędzie obiecywał nawet jesli na początku sam będzie w to wierzył. Ale bez profesjonalnej pomocy, terapii są nikłe szanse żeby sam sobie poradził. Musisz myślec o sobie i o dzieciach. zastanów się, jak będzie wyglądało Twoje życie za 10 lat? POmyśl czy ten człowiek ma coś w sobie czym Ci imponuje? Co on ma takiego w sobie? Co potrafi robic najlepiej ? ... bo jesli tylko cpac to naprawdę niewiele.

Ważna jesteś Ty! Ty, Twoje uczucia, Twoje życie!

Też kiedyś łudziłam się, że miłością, dobrocią, staraniem się sprawię, że on się zmieni. Karmiłam się złudzeniami. To jest UZALEŻNIENIE !

Nie zwlekaj i śmigaj do ośrodka. Pisz koniecznie jak u Ciebie bo jestem ciekawa. Trzymam za Ciebie kciuki i wierzę, że podejmiesz odpowiednie kroki.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
[ ODPOWIEDZ ]
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Theme xandgreen created by spleen modified v0.3 by warna