Na początku chciałbym wyrazić niesamowite zadowolenie, że znalazłem to forum. Wspaniałe forum. Dziękuję.
Myślę, że będę je odwiedzał czasami i niedługo znajdę czas żeby trochę bliżej się przedstawić, opowiedzieć o mojej historii, która jak każdy tutaj doskonale wie trwa i trwa...
Więc zakładam swój temat i niedługo napiszę coś o sobie, być może ktoś znajdzie tu coś ciekawego dla siebie, może mi coś poradzi, pocieszy albo skrytykuje, cokolwiek zrobi - z góry dziękuję.:-)
Na razie biorę się do czytania Waszych historii, które mnie dzisiaj tak mocno wciągnęły. Ba, wstrząsnęły, wzruszyły, moje życie przelatuje mi przed oczami z każdą następną linijką kolejnego postu. Wracam więc do czytania.
Wczoraj wieczorem natrafiłem na to forum i przeczytałem bardzo wiele. Nie spodziewałem się, że tak bardzo mnie ono poruszy, a mianowicie skłoni do postanowienia, że już nigdy nie zajaram.
W większości historii na forum bohaterzy zaczynają od niewinnego jointa i powolutku zaczynają palić więcej i więcej...u mnie jest wręcz odwrotnie.
Zacząłem jarać na początku liceum, mieszkałem z bratem i matką, matka pracowała od rana do wieczora, więc cały czas miałem z bratem tak zwaną "wolną chatę", do ktorej razem z kolejnymi poznawanymi znajomymi, zbieraliśmy się zamiast iść do szkoły i jaraliśmy tak dużo ile tylko mieliśmy pieniędzy. Tak minęły 3 lata...maturę zdałem, dostałem się na studia, ale na studiach okazało się, że to co mozliwe w liceum(więcej czasu na wagarach niż w szkole) niemożliwe na studiach.
Studia więc porzuciłem i zacząłem pracować to tu to tam, cały czas jarając, ale troche mniej, bo i ludzie sie porozchodzili w swoje strony, a i praca zabierała mi czas, a nie wyglądało to dużo inaczej, po prostu trochę więcej obowiązków się pojawiło związanych z tym, że zacząłem być dorosły, a nie dziecko.
Mniej więcej w tym czasie w głowie zaczęła pojawiać mi się myśl przewodnia: Chcę nie jarać juz bo moje życie codziennie wygląda tak samo, czułem się też samotny. I tutaj zaczął się najgorszy etap w moim życiu. Ciągła walka samym z sobą, żeby nie jarać mimo tego, że cały czas i tak jarałem. Zacząłem też zauważać, że moi znajomi też sobie nie radzą. Jarają narzekając na to, nie tak jak kiedyś...
Letarg trwał dośc długo, wpadłem pamiętam też w ciąg picia wódki na dobranoc, matka wyprowadziła się z domu, więc mieszkałem tylko z bratem, no i codziennie "na dobranoc" zapijałem się, żeby przestać myslec jakie to moje życie beznadziejnie. Pojawiły się ogromne problemy z utrzymaniem pracy.
Jakimś cudem, cały czas jednak się starałem, kontynuowałem swoją walkę o siebie i tak to około 2 lata temu udało mi się nie jarać prawie pół roku, pokłóciłem się z związku z tym z bratem, poróżniłem i potraciłem bardzo dużo znajomości, pozostały mi tylko te z którymi nie łaczyło mnie tylko i wyłącznie jaranie - czyli żadne...Udało mi sie jednak nauczyć nowych umiejętności i rozkręcić własny biznes, dzięki czemu na nic mi nie brakuje pieniędzy teraz, a pracuję w domu i sam sobie jestem szefem!
Jednakże w tamtym czasie trzeźwości wydarzyła sie rzecz, która całkowicie zmieniła wiarę i nadzieję, że wszystko o czym zawsze marzyłem i marzę może sie udać - poznałem cudowną kobietę, z którą jestem od dwóch lat i mieszkam w zupełnie innym mieście.
Zresztą właśnie ona wpłynęła na mnie tak, że od dwóch lat około, upiłem się może ze trzy razy, za każdym razem na jakiejś imprezie, czy weselu. Prowadzę domowy tryb życia. Pracuję, spędzam czas z moją ukochaną. Od czasu do czasu, kiedy wracam do rodzinnego miasta, spotykam się ze znajomymi, z bratem i jaram niesamowite ilości marihuany. Czuję jednak, że to mi przeszkadza.
Nie wiem zupełnie po co ja tu to wszystko piszę, chyba z wdzięczności za to forum, które postawiło wydaje mi się kropkę nad i w decyzji o całkowitym porzuceniu jarania, czyli okolo 8 lat jarania codziennie, 2 lat z epizodycznymi okresami całkowitej abstynencji, i około dwoch ostatnich lat, które wydają mi się wciąż jakimś cudownym snem, w którym funkcjonuję "prawie" bez jarania. Czas na resztę lat mojego życia bez jarania całkowicie.
Kupa czasu, i co tu ukrywać, żeby się udało to czas powiedzieć temu wszystkiemu nie do widzenia, a żegnaj.
Obiecuję zaglądnąć tutaj czasami, zaznaczyłem też opcję powiadomień o odpowiedziach na maila, więc jeżeli ktoś coś napiszę lub zapyta, to dostanę powiadomienie i chętnie odpowiem.
Pozdrawiam i życzę wszystkim satysfakcjonującego Was życia:)
Nie zdawałem sobie sprawy z tego jak wielką różnicą jest ograniczenie jarania, a postanowienie utrzymania całkowitej abstynencji. Co prawda jak już pisałem w poprzednim poście, od około dwóch lat żyłem w cyklu 2 miesiecy całkowitej abstynencji, weekendu całkowitego jarania, i tak na zmianę...
To odkąd trafiłem na to forum, i postanowiłem zrezygnować także i z tego "weekendowego fazowania" cały czas o tym myślę. Tak w ogóle to ostatnim "weekendowym fazowaniem" były swieta bozego narodzenia, czyli jestem dzisiaj 8 dzień czysty. Nie czuję żadnej chęci zapalenia, tak jak mówię już długi czas, dzięki codziennemu zajmowaniu się po prostu życiem nie myślę na co dzień o trawce. Powiem wręcz, że zacząłem o niej myśleć dopiero od podjęcia decyzji o nie zapaleniu nigdy, ale nie w sensie, że chciałbym zapalić, co w sensie, że to trochę wpłynie na zmiany w życiu.
A mianowicie na relacje z ludźmi, z którymi spędziłem ostatnie 10 lat życia. Brat i wszyscy moi znajomi jarają na co dzień, przy każdym spotkaniu, tak więc uważam, że powinienem potraktować się jak chorego, który z kimś kto ma zamiar, lub posiada trawę, po prostu się nie spotykać. Jasno postawić warunek: Okej, spotkajmy się, ale nie możesz miec ani krzty narkotyku, bo ja jestem "uczulony" i traktować to z 100% dyscypliną. Czytając bowiem te wszystkie historie z forum, jak i z własnego przemyślenia sprawy uważam, że przebywanie w miejscu gdzie się pali, to po prostu palenie. Czynnie czy biernie - według mnie nie ma różnicy.
Ciekawi mnie, co na ten temat uważają specjaliści, terapeuci. Jak nie zerwać więzi z bratem, czy znajomym, który jara na co dzień, a równocześnie nie wchodzić w sytuacje "okazji" na zapalenie. Czy to w ogóle możliwe? Czy należy całkowicie zerwać znajomość?
"...tak więc uważam, że powinienem potraktować się jak chorego, który z kimś kto ma zamiar, lub posiada trawę, po prostu się nie spotykać. Jasno postawić warunek: Okej, spotkajmy się, ale nie możesz miec ani krzty narkotyku, bo ja jestem "uczulony" i traktować to z 100% dyscypliną..."
To dobra strategia: dbac o swoje bezpieczenstwo, unikanie sytuacji ryzyka. Z kazdym na pewno to troche inaczej trzeba ustawic. Jesli z kims laczy Cie tylko jaranie, to cialbym te znajomosc bez oporow. Jesli cos wiecej - to trzeba ocenic, na ile to jednak znajomosc toksyczna i "ciagnaca w dol" (bo palacz-dobry kumpel to wieksze zagrozenie niz palacz mniej bliski).
Nie zawsze da sie ocalic znajomosc - to trudne wybory, ale chodzi o Twoje zycie w koncu... Co do brata itp. bliskich relacji trudnych do zerwania, to jasne uklady sa wazne: nie pal przy mnie, nie czestuj, nie pokazuj, nie namawiaj, nie spotykaj ze mna zjarany, bo mnie to nakreca - sam rob co chcesz, szanuje Cie itd. ale ja swoje wypalilem i Ty mnie także szanujesz to prosze pomoz mi wytrwac w decyzji STOP. Czy jakos tak ;)
No i zadzwoniłem do brata i powiedziałem mu o moim postanowieniu, zdziwił się najpierw, potem trochę śmiał, a potem życzył powiedzenia i obiecał, że za każdym razem kiedy się z nim zobaczę nigdy nie będzie miał przy sobie marihuany.
A ze znajomymi to wymyśliłem tak: Póki co nikogo nie będę odwiedzał ani do nich dzwonił. Powiem dopiero temu, który do mnie zadzwoni zapytać się co u mnie słychać. Taki test:-) Zobaczymy, kto w ogóle zadzwoni, jeżeli nikt, to chociaż to smutne, problem z głowy, a jeżeli ktoś jednak sobie o mnie przypomni no to wtedy mu wytłumaczę co i jak i zobaczymy jak zareaguje.
Tak nie za bardzo mam pomysł co napisać. Oczywiście jestem czyściuteńki i wspaniale się czuję, zauważyłem postanowienie sprawy jasno, czyli :NIGDY WIECEJ, duzo lepiej sie z tym czuje niz postanowienie sprawy: NIE CHCE JARAC CODZIENNIE, ALE RAZ NA MIESIAC...Po prostu psychicznie swietnie sie czuję, nie myślę, że kiedys tam pojadę się zjarać....tylko myślę tu i teraz, co robię, żyję sobie spokojnie.
Po drugie a propos znajomych, od dwóch tygodni, nikt, ale to nikt się nie odezwał.
Wlasnie tak wygladaja znajomosci z palaczami - masz towar,czas zapalic, kumple znajda sie zawsze i wszedzie, czy nawet sam czesto pewnie pierwszy dzwoniles. Nie palisz, nie masz towaru, sytuacja sie diametralnie zmienia, bo znajomy kumpel palacz, dalej pali, znalazl sobie inna osobe do palenia i dzwonienia do niej, a skoro Ty nie palisz, to po co ma sie z Toba zadawac ? I tak samo dziala to w druga strone, mianowicie abstynencji. Na tym samym przykladzie :) Z zycia wziete i brane az do ostatniego dnia. Takie czasy drogi kolegi, ze nie czlowiek dla czlowieka jest najwazniejszy, tylko czynnosci ktore on robi. Pozdrawiam Cie i zycze wytrwalosci w podjetym dzialaniu. Mi jutro mija 2 miesiac bez palenia. A tez zaczynalem z mysla, ze juz nigdy wiecej nie zapale. To bardzo pomaga psychice.
Dokładnie tak to wygląda jak napisałeś driver. Myślę, że nie należy nikogo obwiniać ani mieć pretensji, ot tak, tak to po prostu wygląda. Wszystkiego najlepszego dla moich dawnych przyjaciół....naprawdę wiele razem przez te 10 lat przeszliśmy.
"Koledzy ktorzy pala sa bezwartosciowi bo tylko pala" stwierdzenie dla niektorych prawdziwe, mozna stwierdzic ze "Ludzie ktorzy tylko pracuja, sa bezwartosciowi bo tylko pracuja" To jakich macie znajomych i w jaki sposob patrzycie na nich zalezy od was i od ich charakteru. Dla jednego czlowiek ktory nie zazywa legalnych czy nielegalnych narkotykow i siedzi w domu przed komputerem caly dzien, okaże sie wartosciowy bo jest dobry w jakiejs grze na skale krajowa, dla innego jest tylko "trollem" gnijacym przed komputerem. Czlowiek ktory pali z natury moze miec wielki potencjal i byc naprawde dobrym przyjacielem, zas calkowity abstynent moze okazac sie dwulicowym przebieglym draniem, i na odwrot.
Nie warto klasyfikowac ludzi: ten pali ja nie pale wiec jest zly i nie dogadam sie , ten lubi samochody, ja samoloty nie mamy o czym gadac z pewnoscia.
Tu nie chodzi o klasyfikowanie kogokolwiek, ale madre wybieranie towarzystwa. Dla uzaleznionego od marihuany osoba palaca jest zagrozeniem - dlatego warto zadbac o swoje bezpieczenstwo i zastanowic sie, na ile ta relacja jest cenna, by ryzykowac nawrot.
Inna sprawa, ze palacze dobrze sie czuja wsrod palaczy, a Ci co odstawiaja zwykle juz gorzej. Tak po prostu jest i nie jest to zadna ocena tylko fakt, ktory wielu odbijajacych od palenia potwierdza. Swiaty palaczy i niepalacych po prostu w naturalny sposob sie rozchodza. Na pewnym etapie palacz ma znajomych palacych i nie - jesli wejdzie w temat glebiej to po pewnym czasie tych drugich ubywa na rzecz pierwszych. Powodow jest pewnie kilka, ale nie robmy prosze z tego dyskusji, bo naszym celem tutaj jest wzajemne wspieranie sie w osiagnieciu konkretnego celu - stosujmy wiec zasady panujace na forum (nie podwazajmy doswiadczen innych - raczej mowmy o wlasnych itd.)
Warto dyskutowac i wydaje mi sie ze po to jest forum aby konfrontowac swoje zdania. Probuje odpowiedziec na pytanie autora tematu, choc moim zdaniem kazdy powinien myslec indywidualnie, bo kierowanymi ludzmi latwo jest kierowac. Moim zdaniem palacz nie jest zagrozeniem dla niepalacego jesli ten swiadomie dokonal swojego wyboru, wrecz przeciwnie uwazam nawet ze taka osoba, w kontakcie z palaczem, zwlaszcza kiedy widzi osobe palaca wystawia na probe swoja silna wole, jesli odpowie sobie w duchu "nie potrzebuje juz tego" , "nie pale trawki" bedzie juz pewna ze jest wolna od problemu i ze jest na tyle silna ze nic jej nie zlamie nawet widok, zapach najlepszej trawki.
Wracajac do pytania autora czy "Jak nie zerwać więzi z bratem, czy znajomym..."
moim zdaniem krótko -> jesli macie wspolne hobby lub jestescie przyjaciolmi (wspieracie sie w roznych problemach, umiecie sie razem smiac) to bedziecie sie zadawac jeszcze spory czas albo i do konca zycia, a jesli zaczales sie z nimi zadawac bo nie miales z kim zajarac no to ani ty za nim/nimi nie zatesknisz ani oni za toba. Twoi znajomi mogli potraktowac to ze odwrociles sie od ich grupy, ja bym sie spotkal z nimi i wyjasnil o co Ci chodzi, moze nie wszyscy traktowali Cie jako "ziomka od jarania".
Zycze wytrałości w nowym roku, pozdrawiam "nietak", mam nadzieje ze moje zdanie Ci jakos pomoglo, lub wsparlo twoje dzialania.
Elej, staram sie wierzyc w Twoja dobra wole i chec pomocy innym. Jednak proponuje, bys poczytal gdzies o mechanizmach uzaleznien, bo Twoja wiara w silna wole osoby uzaleznionej mija sie ze stanem fatkycznym. Prosze dostosuj sie do zasad forum. Ono wlasnie w tym jest wyjatkowe, ze nie sluzy dyskusji lecz wzajemnemu wspieraniu sie w trzezwieniu itd. Rozumiem, ze masz swoje doswiadczenia, powiedzmy ze je opisales i postawmy kropke, bo wyjdzie OT, a nie wsparcie dla zalozyciela temat. Zapraszam do uwaznego poczytania zasad forum.
"...Moim zdaniem palacz nie jest zagrozeniem dla niepalacego jesli ten swiadomie dokonal swojego wyboru, wrecz przeciwnie uwazam nawet ze taka osoba, w kontakcie z palaczem, zwlaszcza kiedy widzi osobe palaca wystawia na probe swoja silna wole, jesli odpowie sobie w duchu "nie potrzebuje juz tego" , "nie pale trawki" bedzie juz pewna ze jest wolna od problemu i ze jest na tyle silna ze nic jej nie zlamie nawet widok, zapach najlepszej trawki. "
Bez obrazy ale wiekszęj bzdury już dawno nie słyszałam. Może poczytaj troche o tej chorobie, o jej mechanizmach. Wobec uzależnienień jest się bezsilnym!
Swoją drogą, dla mnie palacze nie są żadnym zagrozeniem, abym powrócił do nałogu. Nie jaram już prawie 2 miesiące, i często choćby załatwie czasem komuś jakąś 5tke czy coś, gdy jest w potrzebie i nawet mi przez myśl nie przychodzi żeby sobie chociaż nabić jedną rure i przypalić. Skończyłem z tym i po takim czasie abstynencji widzę po prostu 100 razy więcej plusów z nie palenia, niż z palenia. A co do znajomych, to fakt, gdy przestałem jarać to 3/4 przestało dzwonić itp. Zostali tylko ci prawdziwi :) w sumie to dobrze.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach