To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Uzależnienia - Forum -
internetowe grupy wsparcia dla zmagających się z nałogiem i ich bliskich

Jak mądrze być obok? - Argumenty

Jacky - 06-02-2012
Temat postu: Argumenty
Cześć wszystkim!
Przeczesałam całe forum i inne strony w tym temacie, i postanowiłam zalogować się aby poprosić Was o pomoc. Mianowicie mam problem z chłopakiem uzależnionym od marihuany. Jak zresztą i Wy...w każdym razie bardzo go kocham i nie mam zamiaru stawiać mu ultimatum Ja albo Mary bo wiem ,że wybierze mnie ,a palić bd w ukryciu bo już z nim o tym rozmawiałam. Do rzeczy...za każdym razem kiedy rozmawiamy o tym ,że mój drogi ma problem odpowiada mi ,że pali bo lubi - standardowo...po czym ja oczywiście truję jak bardzo mi to przeszkadza ,ale kiedy on pyta DLACZEGO brak mi argumentów oprócz tych najbardziej oczywistych o uzależnieniu pychicznym co do niego nie dociera jednym słowem i wychodzi na jego...dlatego proszę Was o pomoc, czy moglibyście mi podrzucić argumenty? Żebym mogła mu w końcu uświadomić jak poważny ma problem? Jestem z nim szczęśliwa, marihuana nie jest dla niego ważniejsza niż ja (kiedyś tak było, zanim się ze mną związał i widzę różnicę w jego zachowaniu -przed związkiem, a teraz) Chciałabym się z nim związać już na zawsze, wiecie...dzieci ,wspólny dom te sprawy, ale nie wyobrażam sobie tego z nim - palaczem, dlatego muszę mu uświadomić problem....co jest niewyobrażalnie trudne...

Violeta - 08-03-2012

Poczytaj to forum i inne strony, na których jest mowa o tym problemie.
Wg mnie najważniejszym argumentem jest to, że on może Ciebie stracić przez jaranie, że związek może się po prostu rozpaść...

gosiasamosia - 12-03-2012

jak dla mnie tylko leczenie, wspólna terapia, tzn i on do terapeuty i ty, nie masz co sobie języka strzępić i tak go nie przegadasz, terapeuta zrobi to profesjonalnie.
Ja walczyłam 6 lat, mamy 2,5 letniego synka, w tej chwili nie mam z nim żadnego kontaktu.
Jeszcze 2-3-4 lata temu myślałam sobie, aaa to przecież nie jest takie straszne, poradzimy sobie, na pewno to rzuci w końcu. Było dobrze dopóki w życiu nam się w miarę powodziło, jak się zaczęły problemy w życiu to i z nim się zaczęło...oj długo by pisać..
w każdym razie symptomy że coś jest nie halo widziałam bardzo dawno temu, zbagatelizowałam je i teraz szczerzę pisze, że żałuję.

Mój argument- idziemy razem do terapeuty, koniec, kropka, jeśli on nie potraktuje tego poważnie, tylko jak kolejne twoje wymysły, to ty sama idź, wtedy chociaż ty otworzysz oczy i będzie Ci łatwiej. Ja rok temu straciłam taką szansę i na działo się tyle złego, że nawet by mi do głowy takie rzeczy nie przyszły...

Powodzenia w trudnej drodze.

skinset - 14-03-2012

witam, jestem tu nowa ale mam podobne problemy jak większość z was..
Mój mąż 3-4razy w tyg jeździ do kolegi i u niego palą.. Wcześniej zdarzało się to rzadziej, 1*w tyg, byłam to w stanie tolerować, póki nie zaczęło niszczyc naszego związku...
W tej chwili mam wrażenie, że woli w ten sposób spędzać wolny czas a nie ze mną i naszą prawie 3-letnią córeczką.. My wiecznie w domu same, on jedzie zajarać. Mam tego dość, próbowałam z nim rozmawiać, że jak tak dalej będzie robił, skończy się to rozstaniem ale on chyba nie wierzy, że ja mogę mówic na poważnie. Myśli, że to takie sobie gadanie, żeby go nastraszyć.
Moje argumenty do niego nie przemawiają, oczywiście wg niego robię wielkie halo z niczego, bo przecież marihuana jest zdrowsza od papierosów, nie robi po niej awantur itp Nie daje sobie powiedzieć, że jest uzalezniony a nasze zycie przez to uzależnienie niedługo legnie w gruzach. Mam wrażenie, że nic sobie nie robi z moich gadek.. O terapii nawet nie chce słyszeć, kiedyś powiedział, że na pewno by nie poszedł. Nie wiem juz jak mam do niego przemówić, z każdym dniem mam coraz mniej siły i przede wszystkim OCHOTY aby walczyć, staje się coraz bardziej obojetna, a nie ma nic gorszego niż obojętność...
Kilka razy obiecywał ograniczyć ale na obiecankach zawsze się kończy. Nie raz było tak, że niby był w pracy a okazywało się, że wczesniej się urywał i jechał do kumpla na chwilę relaksu... Oczywiście wersja dla mnie była taka, że pracował, a ja swoje źródło informacji mam i wiem, że tak nie było!
Nie wiem, gdzie szukać jakiejś pomocy, nikt z rodziny nie wie, że on pali, jestem z tym sama... Najbardziej mi żal naszej córeczki, ona może najbardziej na tym wszystkim ucierpieć, ja jestem dorosła, jakoś poradzę sobie ale ona...tak strasznie kocha tatusia... Nienawidzę jak przychodzi do domu, jestem dla niego tak zimna, wręcz wredna ale to samo tak się dzieje, nie potrafie wtedy być dla niego miła.

Violeta - 14-03-2012

Rozumiem co czujesz, ja mam podobnie...
ciężko coś poradzić w tej sytuacji, bo sama w takiej jestem. Jestem po terapii dla współuzależnionych i z niej mam tylko tyle, że nauczyłam się olewać to, że on pali, ale nadal nienawidzę go zjaranego, nie lubię na niego patrzeć wtedy, na jego głupi, uśmiechnięty wyraz twarzy.
Ja przestałam z nim o tym rozmawiać w ogóle, kiedys zachęcałam do terapii i chodził chwilę ale to trwało zbyt krótko, żeby coś dało, nawet nie palił przez prawie rok cały ale bez terapii to było wiadome, że do tego wcześniej czy później wróci... taki typ, skłonny do uzależnień - on twierdzi, że pali, bo lubi i tak jest, cóż... Ja też lubię wypić czasem, ale bez przesady.
Myślę, że taka osoba uzleżniona potrzebuje porządnego kopa, wstrząsu, czegoś co sprawi, że się "wybudzi" ze snu - bo niewątpliwie takie przejarane życie jest jak sen, bo przecież nie jest prawdziwe...

skinset - 15-03-2012

Violeta - dziś siedzę i czytam po kolei wszystkie tematy z forum, muszę powiedzieć, że jak czytam Twoje posty, to jakbyś była mną :)
wczoraj wrócił najarany, własnie ten uśmieszek nieschodzący z gęby mnie tak wkurza, że nie mogę na niego patrzeć..i nagle jasnie pan taki rozgadany (normalnie to trzeba wołami z niego ciągnąć)..
zlałam go na maxa, nie odzywałam się, jedno zdanie tylko rzuciłam, że jest mi cholernie przykro, że potrafi urwać się z pracy, żeby jechac zajarać ale żeby gdzies zabrać dziecko na spacer czy basen to juz nie...
wyć mi się chce!!!!!!! Cierpi na tym nasz związek, już doszłam do tego, że jak kiedyś moja cierpliwość się skończy - a to juz niebawem... to dostanie ultimatum - ja i córka albo trawa, niech wybierze. A jak tylko złamie się choć raz - ma wylot! Jestem w o tyle dobrej sytuacji, że to on zamieszkał u mnie, w moim mieszkaniu i to on musiałby sobie szukać lokum... pewnie u kumpla, z którym jara bo to stary kawaler...

Violeta - 11-04-2012

Ja tak samo mam swoje mieszkanie więc w razie czego małż wróci do rodziców;)
Skinset skąd jesteś??

skinset - 12-04-2012

mój nie ma gdzie iść, bo u jego mamy mieszka brat z rodziną i nie ma miejsca dla kolejnej osoby, więc chyba musiałby kimać u kumpla, z którym jaja..
jestem z Krk a ty?

Violeta - 23-04-2012

ja z Ldz;) szkoda, że tak dalego, chciałabym się czasem spotkać z kimś do mnie podobnym, tzn. z kimś kto ma problemy, może wtedy łatwiej by było przez nie przechodzić...

A co Cię to obchodzi, że on nie ma gdzie iść?? Trudno, niech wybiera, albo rodzina i trzeźwe, normalne życie, albo jaranie i ulica.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group